Geoblog.pl    patatasbravas    Podróże    Peru    Lagunas. Dzis mamy dosc
Zwiń mapę
2012
13
maj

Lagunas. Dzis mamy dosc

 
Peru
Peru, Lagunas
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13918 km
 
Noc na statku nie byla latwa. Bylo nam zimno od silnego wiatru, ktory wdzieral sie na nieosloniety poklad, hamakami bujalo, musielismy budzis sie i czuwac podczas kazdego zawiniecia do portu, bo na statek wskakuja wtedy dzieciaki sprzedajace przekaski i podobno latwo jest satracic bagaz. Kiedy nad ranem dobilismy wiec do Lagunas, bylismy zmeczeni, zniecheceni, a w dodatku meislismy mdlosci.
Kiedy szlismy na poszukiwanie jednej z dwoch agencji turystycznych w Lagunas, ktore poleca Lonely Planet, mijali nas ludzie wracajacy z targu, mali chlopcy, babiny taszczace na plecach wielgache torby. Nikt nie mowil dzien dobry, lypali na nas spod oka i czulismy sie nie swojo. Krajobrazu dopelnialy krazace nad nami sepy, ktorych byly w lagunas setki.
Kiedy dotarlismy do agencji Estypel, okazalo sie ze miesci sie ona w ledwo trzymajacej sie kupy chacie. Zewnetrzna sciana, pobielona i chyba jedyna trzymajaca sie w pionie, miala wymalowane wesole napisy. W srodku bylo ciemno, zamiast podlogi klepisko, dach z trzciny i pelo bosych dzieciakow.
Zarzadzajacy tym calym balaganem szef, Manuel Rojas, uscisnal nam dlonie i przedstawil plan wyprawy na mapie - podjelismy decyzje ze plyniemy na 4 dni w selwe, wynegocjowalismy dobra cene i oplacilismy od razu wycieczke, bo facet musial poslac chlopakow na bazar, zeby zrobili zapasy.
Mielismy wiec jakas godzine do wyruszenia w droge. Zona Manuela zaprosila nas, bysmy odpoczeli w osobnym pokoju zanim nie przygotuja sniadania. Wprowadzila nas do sypialni, sciany z bambusa, jedno drewniane lozko przykryte szarym przescieradlem. Lezelismy zastanawajac sie co nas moze spotkac w tej ponurej wsi i czy wyjdziemy z tego cali.
Poproszono nas na sniadanie. Omlety, smazone babany. zapach jedzenia wystarczyl, by Ewa pobiegla wymiotowac kolo wygodki, w ktorejBartek wlasnie siedzial, cierpiac na biegunke. Chyba p`rzedstawialismy soba dosc zalosny widok, bo nasi gospodarze zaczeli nam organizowac zilowe lekarstwa. Dostalismy po filizance gorzkiego plynu, na pocieszenie dosiadla sie do nas gadajaca zielona papuga Aurora, lekarstwo zdawalo sie dzialac. Chlopiec wrocil z targu, dostalismy wiec pare kaloszy, ozstawilismy zbedne bagaze w workach, wsiedlismy do przyczepy towarowego motorka, i ruszylismy nad brzeg rzeki Samirii.
Motor dzwigal 6 osob i bagaze na raz. Co chwila grzezlismy w blocie po kolana, trzeba bylo zeskakiwac z paki i pchac, tyulko Ewa siedziala jak krolewna na szczycie gory bambetli i wysokoi w gorze trzymala wiaderko z jajkami, najcenniejsza czesc naszego wyposazenia. Jak sie potem okazalo, w dzungli jedlismy glownie jajka, ryz, ziemniaki i smazone, grillowane i gotowane banany, ktre bedam nam sie snic po nocach jeszcze dlugo po powrocie do cywilizacji. Nie dlatego, ze sa takie pýszne. Karmiono nas takze ryba, przy ktorej polowie bylismy obecni, wiec prawie mozlna powiedziec, ze jedlismy co sami upolowalismy. Prawie.
Na brzegu rzeki oplacilismy wstep do parku (ok 200 zl) i wsiedlismy na dluga na 6 metrow dlubanke. Przewodnicy, Adam i Isaac, umoscili nam wygodne siedziska, a sami zajeli miejsca na dwoch koncach, by moc wioslowac.
Pierwsze co zobaczylismy na rzece to zwieszajace sie nad nia gniazda bialych tarantuli. - Nie sa niebezpieczne - mowil Adam, ktory jako starszy i bardziej doswiadczony z przewodnikow, zapoznawal nas z swiatem selwy. - Niebezpieczne sa czarne, skacza na nogi jak sie idzie przez las, dlatego macie kalosze - kontynuowal. Daleko w las wiec nie chodzilismy, rowniez dlatego, ze w wiekszosci byl zalany przez wysoka jeszcze w maju rzeke.
Pierwszego dnia w selwie widzielismy jeszcze gigantyczne jak meska dlon motyle Morpho, wspaniale zolto-niebieskie papugi, niesamowite niebieskie ptaki sunace 10 cm nad powierzchnia wody, a kiedy dotarlismy do naszego celu - wielkie na cal karaluchy. Jak sie bowiem okazuje, karaluchy docieraja wszedzie, nawet do stojacego na palach w wodzie bungalowu-stacji dla przyrodnikow. I maja sie tam calkiem niezle.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
ekrass
ekrass - 2012-05-19 22:08
uf! Nie zeżarło was nic! Choć trzeba przyznać, że te motyle brzmią groźnie...
Spędziłam właśnie dłuższą chwilę próbując ogarnąć te niebieskie ptaki w necie, ale bez większych sukcesów, wracajcie już więc pokazywać zdjęcia!
 
patatasbravas
patatasbravas - 2012-05-21 00:26
Nie zezarlo! Najwikeszy apatyt na nas mialy karaluchy :) i nartniki, ktore obsiadly Ewe ;) Ptaki nazywali Martin Pescador czy jakos tak, ale jak sie naprawde zwa ...
Wracamy juz calkiem niedlugo, zdjec mamy mase, pieknych.
 
ekrass
ekrass - 2012-05-21 15:37
internet mówi, że Martin Pescador to zimorodek, jestem zawiedziona ;)
 
patatasbravas
patatasbravas - 2012-05-22 01:45
Martin Pescador wystepuje w wersjach malej i duzej. To byla ta duza! dziob na dobre 10 cm, czyli na dlugosc dwoch karaluchow, jesli stosowac miary z pacaya-samiria
 
 
patatasbravas

Ewa i Bartek
zwiedzili 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 24 wpisy24 21 komentarzy21 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
30.04.2012 - 25.05.2012