Niedozywieni, ale pelni wrazen wrocilismy po 4 dniach do Lagunas, wsi portowej. Wybralismy jeden z 3 hotelikow, mieszczacy sie najblizej nabrzeza. Pokoj za 10 zl zostal poddany dokladnym ogledzinom pod katem obecnosci robakow, ale pomimo niskiej ceny wygladal na jeden z najczystszych i najprzyjemniejszych, w jakich nocowalismy. Niestety nie na dlugo taki pozostal. Kiedy Ewa otworzyla plecak powybiegaly z niego karaluchy, ktore najwidoczniej zajely pozycje bojowe jeszcze w dzungli i czekaly caly dzien z atakiem. Rozbiegly sie po wszystkich katach, przepedzily nas, sftustrowaly, zmusily do siegniecia po bron chemiczna (Mugga) i fizyczna (sandalek), narobily zamieszania w calym hoteliku.
To byl dopiero poczatek przykrosci,jakie nas spotaly w Laguans. Druga czekala na nas w porcie. Statki zawiaja tu nieregularnie, najblizszy dopiero jutro w nocy. Czyli utkwilismy w tej dziurze na 1,5 dnia. No nic, w takim razie idziemy cos zjesc. Towarzystwa dotzymywal nam Tom, poczciwy Belg podrozujacy po swiecie od 9 mcy (i znalazl swoja wielka milosc w Laosie, zwierzyl nam sie). Razem ruszylismy na poszukiwanie jedzenia. W sklepie znalezlismy konserwe wieprzowa, wiec zaprosilismy go na kolacje, ale to bylo dla Belga za malo - idziemy po Juanes.Glowy Jana. Lisc bananowca wypelniony ryzem i fragmentami kurczaka z koscia. Po tym nastapilo ukradkowe karmienie bezpanskich psow i poszlismy spac.
Rano paletalismy sie po okolicach portu (jakies 50 m w glab wsi i 20 m w lewo), bylismy nagabywani 'przez lokalnego zawadiake, robilismy zakupy - herbatniki i puszki z tunczykiem ktore trzymamy do tej pory i nie mamy serca ich wyrzucic. Pani w sklepie byla wredna, ludzie niemili, na wioske byl nalot policji, okazywanie dokumentow, mozolne pranie skarpetek i koszul, oglonie dzien do kitu i jakby niezly wglad w zycie codzienne amazonskiej wioski. Kiedy Ewa robila swoje podrozne pranie w wiaderku kilku koszulek i skarpet, pani z domu obok rownoczesnie robila swoje cotygodniowe pranie w wiaderku i balii, dla calej rodziny. To wszystko w blocie po kolana, obok kuchni, w ktorej robil sie obiad, kogutow i malej czarnej swinki.